Tylko jeden medal olimpijski, brązowy – to bilans Polaków na XXIV Zimowych Igrzyskach Olimpijskich Pekin 2022. Nadzieje i oczekiwania z pewnością były większe, ale niestety – ci, na których występy najbardziej liczyliśmy albo nie odpalili petardy, albo nie mieli ku temu możliwości. W tej drugiej grupie znalazła się białostoczanka Natalia Maliszewska. Oceniając tegoroczne, kończące się zawody, poprosiliśmy o komentarz pana Jana Wołosika z Podlaskiej Rady Olimpijskiej Polskiego Komitetu Olimpijskiego w Białymstoku.

Trzeba przyznać to wprost: nie mieliśmy faworytów do medali, choć w kilku przypadkach nadzieje były. Zresztą, inna sprawa, że w sporcie nigdy nie można mówić o „pewniakach”. W 2018 roku w Pjongczangu mieliśmy złoto i srebro, ale już w Soczi w 2014 było sześć medali, w tym cztery złote krążki.

W tym roku polska ekipa liczyła blisko 60 zawodników, w tym Podlasianie. Największe medalowe nadzieje pokładane były w Natalii Maliszewskiej. To właśnie ona przeszła kwalifikacje na trzech olimpijskich dystansach oraz do sztafety mieszanej. Olimpijski występ zawodniczki skomplikowała kwestia pozytywnych wyników tekstów na koronawirusa. Z tego powodu nie wystartowała w kwalifikacjach na swoim koronnym dystansie 500 m.

Były łzy, złość, zwątpienie, bezsilność, co zawodniczka Juvenii Białystok wyraziła w mediach społecznościowych.

Czy Maliszewska została „okradziona” z medalu?

– To określenie na wyrost, za duże słowo – uważa Jan Wołosik. – Musimy też uczciwie przyznać, że na te 500 metrów Maliszewska też była kandydatką do medalu jako jedna z kilku, sześciu zawodniczek. To nie jest tak, że była murowaną faworytką.

I zwraca uwagę na większe skandale, np. ten dotyczący 15-letniej Rosjanki Kamiły Walijewej, u której wykryto niedozwoloną substancję i prowadzone jest postępowanie dyscyplinarne. Ta została dopuszczona do konkursu solistek w łyżwiarstwei figurowym, z tym że chyba już nie uniosła presji i nie zdobyła medalu, a była do niego murowaną kandydatką. Co istotne, przez aferę dopingową Walijewa i jej partnerzy nie otrzymali nadal złotego medalu za zwycięstwo w konkursie drużynowym.

Ekspert zwraca zresztą uwagę na to, jak to igrzyska stają się areną walki politycznej niejednokrotnie.

– Jak Amerykanie i Kanadyjczycy przegrywali wszystko w sportach zimowych, to co robią? Wprowadzają nowe, nieczytelne, dziwne, nienaturalne dyscypliny. Bo kto przy zdrowych zmysłach jeździ po muldach? Jak jedziesz na nartach, to wjeżdżasz na muldę? – mówi Jan Wołosik.

Wracając jednak do Polaków.

– Trzeba to przyznać: nie jesteśmy mocni w sportach zimowych. Potęgą nie jesteśmy i długo jeszcze nie będziemy. Struktury organizacyjne u nas są, jakie są, więc trudno o przełożenie na sukcesy – tłumaczy nasz rozmówca.

Kiedy kilka dni temu rozmawialiśmy z panem Janem, było to już po zdobyciu brązowego medalu na skoczni normalnej przez Dawida Kubackiego. To o tyle niespodzianka, że w obecnym sezonie w pucharze świata nie szło mu najlepiej. Tymczasem 6 lutego na skoczni Snow Ruyi w Zhangjiakou oddał dwa równe skoki, lądując na 104. i 103. metrze.

– Kubacki trochę zaskoczył, ale jednak jest to człowiek, który jest klasowym zawodnikiem – stwierdza Jan Wołosik.

Kamil Stoch był tutaj szósty. Ale jemu już niewiele zabrakło do podium na dużej skoczni (K-125), gdzie zajął czwarte miejsce. Nie ma co ukrywać, wraz z naszym rozmówcą liczyliśmy na więcej, w tym na lepszy występ drużynowy.

Na kolejną olimpiadę musimy poczekać cztery lata. XXV zimowe igrzyska olimpijskie mają trwać od 6 do 22 lutego 2026 r. Gospodarzem będzie Mediolan/Cortina d’Ampezzo we Włoszech. Być może w którejś dyscyplinie do tego czasu objawią się wielkie talenty. A skoki narciarskie? Wydaje się, że nasi obecni, utytułowani zawodnicy mogą już do Włoch nie pojechać. Na razie próżno szukać godnych następców.

Red. PS

Tagi: