Katarzyna Bonda jest najpopularniejszą autorką powieści kryminalnych w Polsce. Pochodzi z Hajnówki, niezaprzeczalnie ambasadorka naszego regionu. Do tej pory jej książki sprzedały się tu w nakładzie przekraczającym dwa miliony egzemplarzy. Są wydawane w 15 krajach. Prawa do wydań zagranicznych zakupiły największe wydawnictwa na świecie, m.in. Hodder & Stoughton i Random House. Na podstawie Lampionów powstał serial Żywioły Saszy, który emituje stacja TVN. W rozmowie z naszą redakcją Katarzyna Bonda opowiada o inspiracjach, sztuce pisania kryminałów i wypracowanym, wciąż pogłębianym warsztacie literackim.

Urodzona w Białymstoku, wychowana w Hajnówce. Wraca pani na te tereny?

Katarzyna Bonda: Niestety teraz tylko na doroczny festiwal muzyki cerkiewnej, gdyż jestem zagorzałą fanką. Moi rodzice nie żyją, a pandemia nie pomaga w tej materii. Ale za to coraz więcej czytelników melduje mi, że po przeczytaniu moich książek, zwłaszcza „Okularnika” czy „Florystki”, planują urlopy w okolicach Puszczy Białowieskiej, Białymstoku, Białowieży czy Hajnówce. Jedzą babki ziemniaczane, pierogi czy soloną słoninę i szukają lokalnego bimbru oraz wyszywanych chust czy ikon.

Jestem dumna, że mogę być promotorką swojego regionu. Nikt już w tym kraju nie powie, że nie wie, gdzie leży Hajnówka. A kiedyś, gdy mnie pytano, gdzie się wychowałam, zawsze padało pytanie, czy to gdzieś w górach.

Najpopularniejsza autorka powieści kryminalnych w Polsce. Dlaczego akurat kryminały?

– Chodzi o zatopienie się w milczeniu, wejście na wyższy poziom (prawdopodobnie podświadomości, nie bardzo się na tym znam) i odnalezienie tam cząstki Absolutu. Walka dobra i zła ma oczywiście znaczenie kluczowe. Nie każdy może tego doświadczyć. Mam tego pełną świadomość, jaką jestem szczęściarą. Doskonale pamiętam momenty, kiedy scena przyszła do mnie sama, wiedziałam, że to wszechświat przeze mnie przemawia i że ciąży na mnie w związku z tym odpowiedzialność za każde zapisane słowo. To jest tak intymne, tajemnicze i totalnie szalone, że człowiek chce tego doświadczyć jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze.

Ale to tak naprawdę czynią pisarze każdego dnia i nocy, jeśli fabuła żre i los nam sprzyja, by walić w maszynę do pisania. Żadne tam pieniądze, nagrody ani nawet sława czy miłe słowa nie są powodem tego, by chcieć odciąć się od ludzi i istnieć w świecie nierzeczywistym. Trzeba mieć własnego świra. No cóż, jeśli nie piszę – jestem smutna, gdy pracuję – obłąkana. Gdybym mogła funkcjonować inaczej, z pewnością już by się to ujawniło. Taką mam drogę i staram się nią kroczyć godnie.

Powieść kryminalna zmusza do ciągłego rozwoju. Nieustannie mam wrażenie, że wciąż jestem na starcie tej ścieżki.

Taka dziedzina pisarstwa wymaga specyficznej wiedzy, znajomości działania służb. Skąd ją pani czerpie?

– Pisanie książek kryminalnych to wieloetapowa praca. Każdy może mieć pomysł na fabułę, ale tutaj ważniejsze jest wykonanie. Bo kryminał to nie tyle popis maestrii słowa, co rzemiosła autora. Ja osobiście wszystko sprawdzam. Dokumentacja to moja ulubiona rozrywka przed etapem pisania. I pewnie też pokłosie pierwotnego zawodu. Konsultuję nie tylko dialogi, elementy kryminalistyczne, ale także życiorysy postaci.

Osobiście odwiedzam miejsca, w których dzieje się akcja. Wszystkiego, o czym państwo czytacie w moich powieściach, osobiście dotknęłam, zbadałam, znalazłam w aktach prawdziwych spraw kryminalnych, potwierdziłam ich prawdopodobieństwo u ekspertów. Wtedy proces zapisu – mając taki bagaż doświadczeń, faktów i prawdziwych spraw – jest czystą przyjemnością. Mogę się wtedy skupić na języku, narracji, dopieszczać dialogi. Nie miotam się po omacku w fabule. To ważne, żeby pisarz wiedział, jaki ma azymut, by wiedział wreszcie, co tak naprawdę chce opowiedzieć. Ja zawsze wiem, a jeśli nie wiem, nie zaczynam pisać, by się nie wystrzelać z pomysłów.

Dlatego też staram się, by moje książki miały także walor poznawczy. Można więc znaleźć w nich elementy niekryminalne, które ubogacą bank danych czytelnika. I ja sama też tego szukam w literaturze. Nie tylko intryga i zagadka się liczy. Refleksje w trakcie i po lekturze są karmą dla ducha. Każdy pisarz wypracowuje jednak własny system i sposób pracy.

Opisywane historie mają korzenie w prawdziwych wydarzeniach?

– Pisanie powieści inspirowanych prawdziwymi wydarzeniami to bardzo poważne obciążenie. Trzeba mierzyć się nie tylko ze sobą, iść za bohaterami, ale z tyłu głowy pamiętać, że ci ludzie naprawdę istnieją, mają rodziny, bliskich i żeby ich nie ukrzywdzić, a jednocześnie przecież to fabuła, więc wkładam bohaterom do głowy myśli, uczucia, przekonania, których prawdziwe postaci mogły nie mieć, to jest moja optyka tej historii.

To oznacza, że jeśli widzę, iż za bardzo się oddalam od realnej historii, trzeba ją odwrócić, tak zamaskować, żeby prawdziwy człowiek był nie do zidentyfikowania, bo też liczą się tylko mechanizmy, prawdziwe jądro tej opowieści. Ale postawiłam sobie za cel spróbować i wymyśliłam Trylogię: Miłość leczy rany, Miłość czyni dobrym i Miłość pokonuje śmierć. Trudność pracy nad tymi powieściami polegała też na tym, żeby trzymać się ram tych historii, czyli nie mogę sobie pozwolić na bycie demiurgiem, jak zwykle to robię, że stwarzam ten świat od zera, ale już na początku znam zakończenie i do czego muszę dojść. Widzę metę.

To trochę jak wypełnianie kolorowanki. Bardzo ważne jest, by kontury pozostały rzeczywiste, ale jednocześnie musi być w tym sztuka. Naprawdę bardzo ważne dla mnie doświadczenie pisarskie i cieszę się, że mogę sobie pozwolić na takie eksperymenty. Kiedyś pewnie byłoby to niemożliwe. Z zalet, to poszukiwanie magii w świecie, który nas otacza. Takie ćwiczenia utwierdzają mnie w przekonaniu, że cokolwiek autorzy wymyślają na kartach powieści, jest niczym w porównaniu, co opowiada nam świat. Ten prawdziwy. I to jest piękne.

To tylko fragment oryginalnego artykułu. Całość znajduje się na portalu Przedsiębiorcze Podlasie, tutaj: Godnie kroczy obraną ścieżką. Katarzyna Bonda: dziewczyna z pistoletem, z naszych stron

Fot. Lawreszuk.eu

Tagi: