Podczas okupacji wykształcenie zdobywali nieliczni. A edukacja bardzo różniła się od obecnej, jednak mimo że nauka 70 lat temu była wyzwaniem, to wielu udało się ją podjąć. O tych trudnych czasach opowiedziała nam 87-letnia Honorata Klepacka z Białegostoku.

Tajne nauczanie było bezwzględnie zwalczane przez niemieckie władze okupacyjne. Niemcy zlikwidowali szkolnictwo wyższe i średnie oraz wycofali z programu szkół podstawowych polską literaturą, historię i geografię. W odpowiedzi nauczyciele zaczęli organizować tajne nauczanie. W tajnych polskich szkołach podstawowych w czasie wojny uczyło się ok. 1,5 mln dzieci, a w końcowych latach okupacji w szkołach średnich ok. 100 tys. młodych ludzi. Naukę prowadzono zwykle w prywatnych mieszkaniach, pod ogromną presją strachu, po cichu. Jedną z takich zdeterminowanych była Maria Zdanewicz, nauczycielka urodzona w 1917 roku w Zakalu w gm. Korycin.

– To był 1941 rok. Maria miała 25 lat i całe życie przed sobą, jednak chyba nie przeraziły jej groźby Niemców, skoro podjęła się nas uczyć. Musiała mieć też jakieś wykształcenie, pewnie skończyła gimnazjum, może nawet liceum. Zaczęła nam organizować lekcje, u siebie w domu. Było nas w sumie pięć dziewczynek. Wszystkie byłyśmy w podobnym wieku – opowiada Honorata Klepacka, emerytka z Białegostoku, pochodząca z malutkiej wsi pod Korycinem.

Lekcje jednak nie przypominały tych, które mamy dziś. Maria, kiedy tylko miała chwilę wolnego od pracy w polu, zwoływała do siebie dziewczynki.

– To były bardzo podstawowe zajęcia. Uczyła nas rachunku, czytania i pisania. Właściwie to my same się uczyłyśmy. Ona nam pokazywała, jak się pisze litery, a my je w domu ćwiczyłyśmy. Podobnie było z matematyką, w domu trenowałyśmy rachunki. I mimo że te lekcje były prowizoryczne, to dobrze nas przygotowała do późniejszej edukacji – przypomina starsza pani.

Trwało to do 1944 roku, do momentu, w którym przepędzono Niemców. Wtedy zaczęły powstawać szkoły. Ale nie w Korycinie, bo tam budynek, który przed wojną służył uczniom, został zajęty przez Ochronę Pogranicza. Szkołę zorganizowano więc w Rudce, pobliskiej miejscowości.

– W listopadzie 1944 roku zostałam zapisana do tej nowej szkoły. Poszłam od razu do klasy czwartej, czyli zgodnej z moim wiekiem. Szkolne pomieszczenie udostępniał Henryk Chmielnicki. To był duży pokój w jego domu. Zajęcia mieliśmy prowadzone na zmiany. Nie było innej rady. Nauczycieli było dwoje: Stanisława Halicka i Bolesław Małyszko – wspomina pani Honorata.

Dzieci w taki sposób w Rudce uczyły się do czerwca, kolejny rok szkolny rozpoczęły już w Korycinie. Ale to też nie przypominało dzisiejszych systemów nauczania.

– Lekcje mieliśmy w tzw. klasach łączonych, na przykład piąta klasa z szóstą, kiedy nauczyciel rozmawiał z jedną klasą, druga w tym czasie miała ciche zajęcia – opowiada białostoczanka.

Na szóstej klasie zwykle większość kończyła edukację. Ona miała więcej szczęścia. Siódmą klasę zrobiła w Nierośnie, w szkole oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów od jej domu. Tak się złożyło, że wspominana wyżej Maria Zdanewicz dostała tam nakaz pracy jako nauczyciel. Musiała widzieć w małej sąsiadce potencjał, bo zabrała ją ze sobą.

– Potem poszłam do liceum. Obowiązywała rejonizacja, nikt nikogo nie pytał, gdzie się chce uczyć. W taki sposób trafiłam do liceum w Sokółce, jedynego na naszym terenie. W tym czasie odbywała się reforma szkolnictwa. Zlikwidowano gimnazja, a w liceach były klasy 8-11. W sokólskim mieliśmy dwie równoległe ósme klasy po 50 osób. Po dziewiątej klasie została nas jedna trzecia. Resztę słabszych uczniów rozesłano po zawodówkach. Mnie udało się zdać maturę w 1954 roku. Zaraz potem próbowałam się też dostać na Akademię Medyczną w Białymstoku. Ale zabrakło mi punktów – przypomina z nostalgią.

Co ciekawe, dodatkowe profity w klasyfikacji na studia można było otrzymać za pochodzenie społeczne z wiejskiej biedoty czy klasy robotniczej. Ona była za bogata na biedotę, tata miał zbyt dużo ziemi. Dodatkowe punkty dostawali też ci, któzy należeli do Związku Młodzieży Polskiej. Sen o dziennych studiach szybko się zakończył, młoda dziewczyna musiała podjąć pracę. Dopiero kilka lat później wróciła do marzeń. Zrobiła zaocznie dyplom z prawa. Starsza pani udostępniła nam kopię unikalnego zdjęcia, wykonanego w 1939 roku. Są na nim pierwsi uczniowie szkoły w Korycinie. Drewniany budynek, w którym mieściła się placówka, stoi do dziś przy ul. Rynek. Dzięki jej uprzejmości, publikujemy również kopie oryginalnego świadectwa Honoraty Klepackiej z 1945 roku, otrzymanego z pierwszej powojennej szkoły w Rudce.

Ewa Bochenko

Tagi:

,