Ponad stu członków, czterdzieści lat historii i mnóstwo wspomnień. – Samych dobrych – zapewnia Kazimierz Kalinowski, prezes Koła Emerytów i Rencistów z Suchowoli. Organizacja działa coraz prężniej, mimo coraz starszych jej członków. Nie tylko na terenie swojej gminy. Seniorzy bawią się, jak by mieli po 20 lat, bo tak duchem się czują. Dają w ten sposób innym przykład tego, jak powinna wyglądać jesień życia. Już nie mogą doczekać się, kiedy po długich tygodniach kwarantanny wrócą do swojej aktywności.

Nasze życie zaczęło się po 60-ce. Z każdej chwili staramy się wycisnąć tyle, ile tylko się da. Jesteśmy przykładem tego, że aktywni ludzie są zdrowsi, szczęśliwsi i pełni życia – zaczyna Pan Kazimierz Kalinowski.

I chyba wie co mówi – najstarsza członkini suchowolskiego Koła Emerytów i Rencistów, która już niestety odeszła, miała ponad 100 lat. Prezes ma 69 wiosen, ale w kole działa od 39. roku życia. Trafił do niego przypadkiem, wcale nie czując się seniorem. Tak wyszło, że został do niego wciągnięty.

Szybko spodobała mu się inicjatywa i wsiąknął w działalność organizacji do tego stopnia, że najpierw przez wiele lat był zastępcą jej prezesa, a teraz, od ośmiu, pełni najwyższą funkcje w kole. Jest jej najważniejszym elementem. To on inicjuje większość aktywności jego członków.

Ktoś musi to robić. Pomysłów nie brakuje, za to środków na ich realizację już tak. Trzeba więc często mocno nagimnastykować się, by sfinansować powzięte plany. A do tego potrzebna jest determinacja i spryt. Mimo że mamy wsparcie lokalnych władz, korzystamy ze wszystkich możliwości, by zdobyć pieniądze, nawet z unijnych funduszy – tłumaczy z dumą pan Kazimierz.

Choć ich organizacja funkcjonuje od lat, renesans przeżywa od niedawna. Od początku miała jeden cel: poprawiać warunki życia emerytów, rencistów i inwalidów, organizując im życie kulturalne i artystyczne, przeciwdziałając samotności, ubóstwu i wykluczeniu społecznemu osób starszych i niepełnosprawnych. W Suchowoli koło – w takim wydaniu jak teraz – działa po reaktywacji, która miała miejsce osiem lat temu.

To wtedy właśnie prezesurę przejął pan Kazimierz, z marszu aktywując miejscowych seniorów do działania. Na początku emeryci podchodzili sceptycznie do jego pomysłów. Wypady do opery, teatru czy kina były tak ekstrawagancką rozrywką, że musiało upłynąć trochę czasu, nim wszyscy się do nich przekonali. Szczególnie na wsiach taka forma aktywizacji była niemal egzotyczna. Do momentu wdrażania pomysłów pana Kazimierza, jedyną rozrywką suchowolskich seniorów było spotkanie z sąsiadami na ławeczce przy ulicy czy wspólna modlitwa w ramach kółka różańcowego. Nawet działalność w chórze była dla wielu swoistą fanaberią.

I tak było nie tylko w Suchowoli, ale w całym naszym regionie. Dziadkowie mieli pilnować wnuków. Wszystko ponad to było uznawane za fanaberię.

Ostatnie dwie dekady przyniosły bardzo wyraźną zmianę życia starszych osób, widoczną szczególnie na wsiach, w miastach bowiem ta „transformacja” zaczynała się już wcześniej. Dziś próżno szukać wśród nich babć z chusteczkami na głowie czy przepasanych fartuszkami. Teraz starsze panie to prawdziwe damy, które co prawda ciągle należą do różańcowych kółek, ale bardzo chętnie korzystają też z innych form urozmaicania życia.

Podobnie rzecz ma się z dziadkami-seniorami. Suchowolscy nestorzy spotykają się na hucznych imprezach, wycieczkach, organizują grupowe wyjazdy do sanatoriów. A wiosna to u nich czas integracyjnych ognisk. Podkreślają, że ta integracja odbywa się na wielu płaszczyznach z seniorami z całego regionu.

Koła rosną w oczach, co nas ogromnie cieszy. To nie jest tak, że my nie mamy swoich rodzin, dzieci. Wszyscy je mamy. Ale inaczej dzieli się problemami z tymi, którzy są w tym samym wieku i podobnie je postrzegają. Przyjemnie spędza się czas z osobami w swoim wieku. Nasze dzieci rozumieją te potrzeby, cieszą się, że właśnie tak spędzamy czas – przekonuje prezes.

Dodaje, że nie mają już zobowiązań i że jesień życia to najlepszy moment, żeby pomyśleć o sobie i swoich potrzebach. Ale to też nie jest tak, że emeryci stają się egoistami i robią już tylko to, na co mają ochotę, nie zważając na innych.

Jak trzeba popilnować wnuków, to się ich pilnuje. Ale dziś nasze dzieci też inaczej podchodzą do instytucji dziadków niż my, kiedy byliśmy w ich wieku. Dawniej babcia z dziadkiem zastępowali w wychowywaniu dzieci pracujących rodziców. Nie do pomyślenia było to, że wychodzili np. na sylwestra czy jechali do opery do Grodna. Poświęcali się na rzecz młodych, by to oni mogli się pobawić, pożyć. Dziś nasze dzieci nie zakładają, że będziemy darmowymi opiekunami. Swoje plany weryfikują z naszymi pytając, czy nigdzie się nie wybieramy w sobotę. Ale jeśli się wybieramy, nie obrażają się. Wręcz przeciwnie. Cieszą się, że nie zamykamy się w domu i nas wspierają – mówi pan Kazimierz.

Jesień życia, to moment, w którym zaczyna się myśleć o tym, że nie wiadomo, ile go już im zostało. Dlatego seniorzy wykorzystują ten czas na tyle, na ile się da. I zachęcają innych do pójścia w ich ślady.

Takie organizacje powodują, że w tym ostatnim etapie życia znika taki termin jak samotność – podsumowuje prezes.

Ewa Bochenko, fot. GOKSiT Suchowola