Początki zazwyczaj nie są łatwe. Potrzebny zapał, siła, determinacja i ludzie, którzy udzielą wsparcia. O swojej pracy na rzecz seniorów opowiada Tamara Rusaczyk, Prezes Bielskiego Stowarzyszenia Uniwersytet Trzeciego Wieku.

Od jak dawna zajmuje się Pani pracą społeczną?

Tamara Rusaczyk, Prezes Bielskiego Stowarzyszenia Uniwersytet Trzeciego Wieku:  Praca społeczna w mój życiorys weszła z lat młodzieńczych, gdyż jako harcerka w wakacje w swojej rodzinnej wsi prowadziłam akcję „Nie obozowe lato”. Z dzieciakami starałam się prowadzić  ciekawe zajęcia, co sprawiało im wielka frajdę. W okresie studiów działałam w Radzie Mieszkańców oraz w Białoruskim Towarzystwie Społeczno-Kulturalnym Oddział Warszawa.  Z organizacją pozarządową osobiście związałam się jako amazonka i przez rok zastępowałam przewodniczącą Bielskiego  Klubu Amazonek.

W Pani pracy społecznej szczególne miejsce zajmują seniorzy.

–  Po przejściu na emeryturę nie mogłam usiedzieć w bezczynności i założyłam UTW. Był to rok 2011. Dzisiaj jesteśmy w przededniu 2020 roku. Tak – dziewięć lat pieszczę swoje Dziecko – UTW, od zarodka, któremu dałam początek.

Co stało się motywacją do tych działań?

– Na początku kierowałam się tym, że z góry darowano mi życie po ciężkiej chorobie onkologicznej i w podzięce pragnęłam zagospodarować je z korzyścią nie tylko dla siebie, ale dla innych. A potem  koło zębate zaczęło się kręcić, wciągając mnie coraz głębiej w aktywizację osób starszych. Rozumiałam ich potrzeby, bo po przejściu na emeryturę poczułam się  jak za burtą. Już nikomu niepotrzebna. Dzieci w dalekim świecie, mąż w pracy, a ja jak samotny biały żagiel.

Jakie były zatem początki? Czy ktoś Pani udzielił wsparcia?

– Zakładając organizację pozarządową, musiałam poszukać ludzi, którzy mnie wesprą. Pierwszą osobą był prezes Spółdzielni Mieszkaniowej, Jan Kondratiuk, który wyraził zgodę, by siedzibą Stowarzyszenia był Osiedlowy Dom Kultury. Następnie szukałam przyjaznych dusz do zarządu, ale przyjazne były do czasu, gdy od nich niczego nie wymagałam. Wszystko skupiało się na mojej osoby, zgodnie z zasadą: „chciałaś być prezesem, to rób”. I robiłam. Były chwilowe momenty zniechęcenia, ale społecznikostwo we krwi popychało do kolejnych działań, na przekór wszystkim. Początki na pewno były trudne, bo wchodziłam w nowe sprawy, ale wiele czytałam, pytałam i cel był zawsze osiągnięty. Internetowa koleżanka z Kłodowy kibicowała mi i wierzyła w moje siły.  Bez pieniędzy niczego nie zdziałasz, toteż bazowałam na swoich znajomościach. Mój były dyrektor szkoły, Bazyli Leszczyński również mnie wspierał. Uzgodnił z nauczycielami wf, informatyki, by byli  społecznymi instruktorami gimnastyki  i nauki obsługi komputera. Udostępnił nam pomieszczenia i było fajnie. W międzyczasie szukałam sprzymierzeńców w Burmistrzu Miasta Bielsk Podlaski, Eugeniuszu Berezowcu.  On podpowiedział, bym napisała projekt  na wsparcie zadania publicznego. I to uczyniłam. Potem biegałam po zakładach pracy, bankach, przedsiębiorstwach.  Z dumą mogę powiedzieć, że byłam rozumiana i pomoc otrzymywałam.

A potem było już jak w przysłowiu z górki?

– Z pierwszego roku działania wypłynęłam na głębokie wody i dobrze mi szło.  Nasz UTW niczym się nie różnił od tych, funkcjonujących przy ośrodkach akademickich. Żeby nadać naszej organizacji  powagę, to zatroszczyłam się o to, by patronat naukowy objął rektor Uniwersytetu w Białymstoku. Przyznam, że lekko nie było. Ale skrzydła bardzo szybko odrastały, by lecieć jak orzeł do góry.

Z każdym rokiem wchodzą nowe inicjatywy, nowe pomysły i nowe działania. O naszej działalności bardzo szybko rozeszła się wiadomość, że jesteśmy solidną organizacją i wszyscy chcą z nami współpracować.

Czy seniorzy z Pani otoczenia chętnie włączają się w inicjatywy środowisk lokalnych?

– Moi Seniorzy, to wspaniały zespół ludzi oddanych organizacji i zrobią wszystko, by się rozwijać.

Czy udaje się angażować młodych ludzi do pracy na rzecz seniorów?

–  Jesteśmy jedyną organizacją w mieście, angażującą młodzież do naszych działań i nam się to udaje. Chodzimy do przedszkoli, przekazujemy nasze dziedzictwo kulturowe – obrzędowość, tradycje, zwyczaje tj. Andrzejki, Wielkanoc, Boże Narodzenie.  Czytamy baśnie, wspólnie śpiewamy, wykonujemy kwiatki z bibuły, itp. Wspólnie ze szkołami przeprowadzamy konkursy międzypokoleniowe, zapraszamy na nasze uroczystości i organizujemy ciekawe przedsięwzięcia.

Jaka jest Pani ocena możliwości działań na rzecz osób starszych obecnie? 

– Osoby starsze nie są obiektem zainteresowania, począwszy od góry. My łamiemy stereotypy i uświadamiamy władzy lokalnej, jakie mamy odczucia i potrzeby oraz swoim uporem udaje się nam co nieco osiągnąć. To UTW miał ogromny wpływ na podejście do Seniorów i inne traktowanie na Pływalni  Miejskiej „Wodnik”.  W konkursie wniosków na realizację zadań publicznych, wyodrębniona została kwota z przeznaczeniem na osoby starsze.  To Seniorzy wnioskowali o powołanie Rady Seniorów.  Teraz Seniorzy dobijają się, by wydzielić pomieszczenia dla organizacji pozarządowych, jest potrzebny  Dom Opieki  dla Seniorów, którzy potrzebują osób trzecich.  Jesteśmy społeczeństwem starzejącym się i z każdym rokiem potrzeb przybywa. Uważam, że temat potrzeb Seniorów jest tematem tabu. Senior nie jest priorytetem.

Jak w przyszłości można pomóc seniorom? W jaki sposób działać, aby nie czuli się odsunięci i osamotnieni?

Nasza organizacja wiele czyni, by Seniorzy nie czuli się osamotnieni.  Jednakże jest to specyficzna grupa społeczna, która szybko się poddaje starości i nie pomaga sama sobie. Narzekaniem i siedzeniem w domu niczego się nie zdziała. Aktywni Seniorzy nie czują się osamotnieni, bo działają w zespole, a zespół jest najlepszym lekarstwem. Zespół dopinguje, motywuje do działania. W grupie jakość życia jest inna, gdyż trzeba wyjść z domu, ubrać się, odświeżyć, poznać nowych ludzi, nauczyć się czegoś, dowiedzieć, pojechać do opery, filharmonii, teatru czy na wycieczkę.

Dziękuję za rozmowę.

Red. PS/ fot. T. Rusaczyk