Na spotkanie z panem doktorem Pawłem Grabowskim zostałam zaproszona do obecnej siedziby hospicjum przy ul. Szkolnej 20 w Michałowie. W tej niewielkiej miejscowości działa fundacja, która prowadzi hospicjum domowe, czyli takie, które otacza opieką chorego w jego domu. Kilka pustych pomieszczeń gminnego ośrodka zdrowia zmieniono w gabinet lekarski, sekretariat i wypożyczalnię sprzętu rehabilitacyjnego oraz magazynek leków i darów, które w czasie swoich wizyt lekarz i jego ekipa rozwożą pacjentom z pięciu gmin i dwóch powiatów.

Pieniądze dla Fundacji Hospicjum Proroka Eliasza pozyskuje się na wiele sposobów: są akcje w szkołach, np. “Pola Nadziei”, co roku organizowany jest bal charytatywny, na którym licytowane są przedmioty podarowane m.in. przez Roberta Lewandowskiego, można kupić cegiełki w formie książek, wpłacić datek. Wszystkie działania prowadzone są transparentnie, bo – jak podkreśla szef fundacji: “ma ona nieść prawdziwą pomoc, a nie nabijać komuś kieszenie”. A wydatków jest wiele. Spośród ok. 40 pacjentów tylko 14 ma opiekę refundowaną przez NFZ. Jak czytamy W poradniku wydanym przez fundację pt. “Nowy model hospicjum domowego” czytamy: “Wskazania do opieki paliatywnej są określane w załączniku do rozporządzenia ministra zdrowia. Wypisano w nim jednostki chorobowe – prawie wyłącznie związane z nowotworami – które pozwalają na objęcie opieką paliatywną, pozostawiając poza listą wiele chorób, które (…)powinny kwalifikować pacjenta do hospicjum”. Opiekę nad pozostałymi pacjentami musi zapewnić fundacja.
Doktor Grabowski z uśmiechem pokazuje mi projekt hospicjum stacjonarnego, którego budowa już się rozpoczęła we wsi Makówka k. Narwi. Będzie to miejsce, w którym znajdą opiekę osoby w ostatnim stadium swego życia, ale też siedziba fundacji i centrum edukacyjno- szkoleniowe. Na jakim etapie jest budowa?

Na Facebooku można obejrzeć zdjęcia, które pokazują, jak zaawansowane są prace. Inwestycję można dokończyć w ciągu dwóch lat, oczywiście gdyby były już zgromadzone środki, ale jeszcze ich nie ma. Doktor Grabowski wierzy, że wszystko można zrobić. Przeszkody są, ale można je ominąć.

Na pytanie, jak zareagował, gdy przyznano mu nagrodę “Okulary ks. Kaczkowskiego. Nie widzę przeszkód”, pan doktor odpowiedział:

Trzeba było spiąć pośladki i pojechać do tego Sopotu. Ale to dobrze, bo wtedy o nas mówią, a to ważne, gdy chce się wybudować hospicjum i potrzebne są tak duże pieniądze.

Nagroda im. ks. Kaczkowskiego stoi na honorowym miejscu. Cieszy, tym bardziej, że założyciel podlaskiego hospicjum znał jej patrona i podczas uroczystości spotkał się z bliskimi księdza. A na półce w sekretariacie hospicjum – wiele nagród, o których doktor Grabowski mówi skromnie:

Chciałem je gdzieś schować, ale mi moje Anie (współpracowniczki) nie pozwoliły.

Wśród statuetek nagroda od Muzeum Powstania Warszawskiego dla “powstańca czasu pokoju” i Podlaska Marka Roku.

Może dziwić, że hospicjum zostaje marką roku, ale to przecież ważne, żeby zapewnić dobrą opiekę człowiekowi u schyłku jego życia.

Codzienna praca w hospicjum jest bardzo trudna. Fundacja zapewnia lekarzy, pielęgniarki, psychologów i fizjoterapeutów, którzy dają opiekę pacjentom 5 gmin leżących na uboczu województwa podlaskiego, na terenach o małym zaludnieniu i trudnej sytuacji demograficznej, w miejscowościach, gdzie nawet 40% społeczności to osoby starsze. Do niektórych miejsc autobus dociera 2 razy w tygodniu. Pacjenci to często osoby samotne lub takie, którymi opiekuje się ktoś z rodziny, czasem też jest to osoba wiekowa. Trzeba im zapewnić pomoc nie tylko lekarza i pielęgniarki, ale też opiekunki, która przyniesie wodę ze studni, pomoże się umyć, obetnie paznokcie albo umożliwi wyjście do lekarza. Dla mieszkańców miast wszystko jest łatwiejsze i bardziej dostępne. Żyjący na wsi są pod tym względem w dużo gorszej sytuacji, tym bardziej, że są często pozbawieni opieki rodziny i transportu oraz środków finansowych.

Jakie cechy pomagają panu pociągnąć za sobą ludzi? – pytamy.

Uważam, że do wykonywania każdej pracy potrzebne są odpowiednie predyspozycje. Ja również dbam o to, aby członkowie mojego małego zespołu, który robi tu wielką robotę, mieli predyspozycje. Są to ludzie o odpowiednich kwalifikacjach, doświadczeni i nadają się od takiej pracy, którą nie każdy może wykonywać.

A skąd pan czerpie siłę?

Są dwa filary. Pierwszym jest wiara, oczywiście. Nasze hospicjum ma dwóch patronów: prawosławnego św. Łukasza Wojno – Jasienieckiego i katolickiego. Ten pierwszy – Łukasz – był znakomitym chirurgiem i kapłanem, zaś Św. Jan Beyzym pracował na Madagaskarze, w założonym przez siebie ośrodku, gdzie opiekował się trędowatymi. Stworzone przez niego miejsce jest wzorem dla naszego stacjonarnego hospicjum. Wiara pokazuje, że warto towarzyszyć osobie, której życie dobiega kresu, w jej pożegnaniu ze światem. To jest bardzo podniosłe doświadczenie. Drugim filarem jest przekonanie o sensie i wartości tego, co się robi, że nie jest to jakakolwiek praca, ale coś bardzo ważnego i potrzebnego.

Podobało mi się to, co pan mówił podczas jednego ze spotkań z młodzieżą w Zespole Szkół w Michałowie, że hospicjum jest z szacunku dla życia, że osoby chore też potrzebują normalnie, spokojnie żyć. Że nie można ich zbywać, bo niedługo umrą. Przecież nie wiadomo, kto będzie pierwszy, każdy z nas za chwilę może umrzeć.

Ludzie boją się śmierci. I trzeba ją oswoić. Właśnie dlatego napisałem książkę dla dzieci pt. “Dziadek Franek”. Została zainspirowana historiami chorych, którymi się opiekowałem. W wielopokoleniowych rodzinach dzieci towarzyszą umierającym dziadkom i są bardzo pięknie i mądrze prowadzone przez swoich rodziców. Dlatego powstała ta książka.

Co zrobić, gdy ktoś z naszych bliskich potrzebuje opieki hospicjum?

Lekarze rodzinni nas znają, wiedzą o naszym hospicjum. To oni jako pierwsi mogą pomóc. Wie o nas coraz więcej lekarzy z podlaskich szpitali i Białostockiego Centrum Onkologii.

– Dziękuję za rozmowę.

Red. PS / Fot. pixabay.com